Przeglądając ogłoszenia sprzedaży używanych samochodów coraz częściej natykamy się na opcję wykupienia tzw. OC komisowego. Możliwość ta pojawia się w przypadku pojazdów sprowadzonych przez handlarza zza granicy (głównie z Niemiec, choć to nie reguła). Niewielu klientów jednak wie, jakie mechanizmy stoją za takim rodzajem oferty, a może to być naprawdę pouczająca lekcja. Temat ten jest również coraz częściej poruszany, gdyż dla sprzedającego metoda ta stanowi pośrednio furtkę prawną i duże oszczędności, a pośrednio działanie na granicy prawa. O co w tym chodzi i dlaczego właściwie pragniemy uczulić każdego kupującego auto na tego typu oferty?
LEGALNIE SPROWADZONY SAMOCHÓD
Sprowadzanie używanych samochodów zza naszej zachodniej granicy jest dość popularne. Nie ma w tym również nic złego, zwłaszcza że UE gwarantuje nam swobodny przepływ towarów i usług, jako jednemu ze swoich krajów członkowskich. Takie auto – by legalnie jeździć po polskich drogach – musi mieć jednak legalne tablice rejestracyjne (tzw. zjazdowe), które potem rejestrując pojazd w Polsce wymienia się na nasze, krajowe. Koszt wydania tychże „tablic przejściowych” to dla handlarza ok 70 Euro, jeśli pozwolenie ma obejmować 5 dni legalnego użytkowania i 200 Euro jeśli ma to być 15 dni na polskich drogach.
SPOSÓB HANDLARZA
Sprzedający nie ma jednak najczęściej pewności, że w ciągu tych 5-15 dni zjazdowych auto zostanie sprzedane (chyba, że jest to firma zajmująca się ściąganiem do Polski aut na życzenie swoich klientów). Niejednokrotnie transport takiego auta na lawecie i przekroczenie z nim Polsko-Niemieckiej granicy jest o wiele tańsze niż przejściowe tablice. Handlarz nie chce więc narażać się na dodatkowe koszty i przewozi pojazd, zamiast na kołach pokonać nim trasę (wtedy nie trzeba kupować tablic zjazdowych). Oznacza to jednak, że nabywca nie może poruszać się po polskich drogach takim autem, gdyż nie ma ono pozwolenia (jazda testowa odpada, chyba że…).
DOCHODZIMY DO UBEZPIECZENIA KOMISOWEGO
Kupujący nie będzie jednak chciał, by samochód, który kupił został mu dostarczony pod dom na kolejnej lawecie, bo sam nie może dotknąć oponami polskiego asfaltu. Tutaj właśnie wkracza tzw. ubezpieczenie komisowe, które sprzedający wystawia na 30 dni. Nie ma w nim jednak ani słowa o rejestracji pojazdu, tylko jego nr VIN. Mamy więc używany samochód bez dowodu rejestracyjnego i z niemieckimi tablicami, które nadal są nielegalne, gdyż są stałe, a nie zjazdowe. To jednak nie koniec. Owe tablice niemieckie posiadają dorobione oznakowania niemieckie potwierdzające land, z którego pochodzą oraz ważny przegląd. Problem w tym, że takie oznaczenia są usuwane, kiedy następuje wyrejestrowanie auta w Niemczech. Polak ma to jednak sposób, gdyż je sobie najzwyczajniej dorabia już na terenie naszego kraju – i to tymi samymi maszynkami, które używa wydział komunikacji u naszych zachodnich sąsiadów.
KUPIŁEŚ? POCIĄGNĄ CIĘ DO ODPOWIEDZIALNOŚCI!
Wystarczy jedna kontrola drogowa, by świadomy procederu policjant odczytał owe sfałszowane znaki identyfikacyjne i obarczył kupującego odpowiedzialnością za złamanie przepisów i brak tablic zjazdowych. Powiedzmy jednak, że jakimś cudem funkcjonariusz zignorował lub przeoczył ten fakt. Jeśli dojdzie potem do wypadku to… OC komisowe nas nie ochroni. Pojazd nie jest zalegalizowany, a takie ubezpieczenie nie powoduje, iż towarzystwo ubezpieczeniowe wpisuje nas do swojej ewidencji. To nie koniec niemiłych niespodzianek. Nielegalność pojazdu oraz wykrycie tego faktu wiąże się również z:
- mandatem wysokości 500 zł,
- grzywną 3500 zł na rzecz Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego (UFG),
- wszelkimi kosztami związanymi z odholowaniem i przechowaniem samochodu na policyjnym parkingu.
SEDNO PROBLEMU
Istota problemu tkwi jak widać w tablicach rejestracyjnych. By legalnie poruszać się po polskich drogach takim pojazdem musimy albo mieć tablice dojazdowe, albo długoterminowe niemieckie, ale łącznie z dowodem rejestracyjnym z Niemiec. Na tę drugą opcję nie ma w zasadzie co liczyć. Handlarz chcąc zarobić zapewne wyrejestrował już pojazd za granicą i przywiózł go na lawecie (znaczki legalizacyjne, jeśli więc są, to są sfałszowane). Ubezpieczenie jest więc komisowe, co uspokaja klienta, ale brak jakiegokolwiek dowodu rejestracyjnego oraz polisy na aktualne tablice to już duży problem. Co więc jest legalne w takim przypadku? Osoba nabywająca pojazd musi:
- przetransportować używane auta na lawecie,
- uzyskać pozwolenie czasowe,
- wykonać badanie techniczne,
- zarejestrować pojazd i odebrać polskie tablice.
Gołym okiem widać, jak bardzo sprzedający próbują oszczędzić na sprowadzaniu, skoro chwytają się takich sztuczek.
PODSTAWA PRAWNA
Wszystko to reguluje oczywiście polskie prawo, które względem komisów zajmujących się skupem i sprzedażą używanych samochodów, nakłada następujące zobowiązania:
„Zgodnie z Ustawą o ubezpieczeniach obowiązkowych, Art. 27.1, umowę ubezpieczenia OC posiadaczy pojazdów mechanicznych na czas krótszy niż 12 miesięcy, zwaną dalej „umową ubezpieczenia krótkoterminowego”, można zawrzeć, jeżeli pojazd mechaniczny jest:
1) zarejestrowany na stałe (na czas nie krótszy niż 30 dni, w odniesieniu do pojazdów mechanicznych zarejestrowanych na stałe, jeśli podmiot prowadzący działalność gospodarczą polegającą na pośredniczeniu w kupnie i sprzedaży pojazdów mechanicznych, lub polegającą na kupnie i sprzedaży pojazdów mechanicznych, w zakresie pojazdów przeznaczonych do kupna lub sprzedaży.)
2) zarejestrowany czasowo,
3) zarejestrowany za granicą.”
Legalny samochód to więc taki, który jest zarejestrowany w Niemczech lub na okres czasowy w Polsce. Warto również nadmienić, że te same przepisy, które dotyczą fałszowania pieniędzy mają zastosowanie również w przypadku podrabiania naklejek i oznaczeń na niemieckich tablicach rejestracyjnych. Oznacza to, że kupując takie auto klient może zostać dodatkowo pociągnięty do odpowiedzialności za fałszerstwo, gdyż rejestrując taki pojazd najprawdopodobniej narazi się na to, iż wydział komunikacji złoży stosowne zawiadomienie o takim fakcie do prokuratury.
Źródło: Autotesto
Leave a Reply