Rządowe plany centralizacji szpitali są merytorycznie nieuzasadnione – ocenili eksperci Fundacji Batorego, którzy wskazują, że system szpitalnictwa w Polsce wymaga gruntownej reformy, ale rola samorządów powinna wręcz zostać wzmocniona, dzięki czemu władza centralna mogłaby skupić się na lepszym przygotowaniu do wyzwań o takiej skali jak np. kolejna pandemia. Kształt reformy, nad którą pracuje specjalny zespół przy Ministerstwie Zdrowia, ma być znany do końca maja, ale samorządy już teraz są przeciwne zmianom, wskazując, że centralizacja szpitali wywoła jeszcze większy chaos, a jakość świadczonych przez nie usług medycznych spadnie.
– Wiemy już, jak wygląda centralne zarządzanie, historia naszego kraju już to zna, więc możemy się też domyślać, jak będzie wyglądało centralne zarządzanie szpitalami. I uważamy, że absolutnie nie tędy droga – mówi agencji Newseria Biznes Renata Kaznowska, wiceprezydent m.st. Warszawy odpowiedzialna m.in. za obszar miejskiej polityki zdrowotnej.
Specjalny zespół, powołany przy Ministrze Zdrowia, od grudnia ub.r. pracuje nad koncepcją restrukturyzacji i centralizacji polskich szpitali. Według wstępnych planów część z nich miałaby zostać przejęta przez Skarb Państwa, choć pod uwagę brane są różne scenariusze. Resort rozważa m.in. przejęcie w placówkach 51 proc. udziałów albo przekazanie ich pod nadzór urzędów marszałkowskich. Ostateczny kształt reformy ma być znany w ciągu najbliższych kilku tygodni, bo zgodnie z planem w czerwcu ma trafić do Sejmu.
Zmiany mają dotknąć przede wszystkim szpitale powiatowe (stanowią najliczniejszą grupę szpitali publicznych) i miejskie. Samorządy zdecydowanie sprzeciwiają się tym planom, wskazując, że należące do nich placówki są w większości doinwestowane, dobrze wyposażone i mniej zadłużone. Centralizacja zarządzania może zaś spowodować, że jakość świadczonych przez nie usług medycznych zdecydowanie spadnie.
– My, jako samorządowcy, jesteśmy spotykani na ulicach, w sklepach, szpitalach i przychodniach i to nas regularnie rozlicza się przy urnach wyborczych. Odpowiadamy za to, jak wygląda nasze miasto, również za szpitale w tym mieście, i robimy wszystko, żeby mieszkańcy mieli jak najlepsze usługi zdrowotne. Łatwo nas rozliczyć i ocenić, a nikt nie zna tak dobrze problemów mieszkańców jak samorządowcy – wskazuje Renata Kaznowska.
Polski system opieki zdrowotnej już obecnie należy do najbardziej scentralizowanych w całej Europie – wskazali eksperci Fundacji Batorego w oficjalnym stanowisku na początku marca. Jak podkreślili, to Ministerstwo Zdrowia wraz z NFZ kontroluje wydatki na opiekę zdrowotną i ma szerokie kompetencje regulacyjne, podczas gdy rola samorządów jest mocno ograniczona. Mimo to poczyniły one wielomiliardowe inwestycje i regularnie zasypują dziurę w budżetach placówek zdrowotnych wynikającą z chronicznego niedofinansowania systemu.
Obrazuje to m.in. przykład Warszawy, która w ciągu ostatnich 10 lat przeznaczyła na rozbudowy, modernizacje i wyposażanie swoich placówek w sumie 1,6 mld zł. Stolica zarządza 10 szpitalami, które mają na wyposażeniu sprzęt i aparaturę wartą ok. 380 mln zł. Ponad 70 proc. tej kwoty zostało sfinansowane z miejskiego budżetu, a więc de facto z pieniędzy mieszkańców. Miasto nie wie, co stanie się z majątkiem tych placówek po reformie ani czy w obliczu planowanego przejęcia ich przez administrację rządową powinno kontynuować inwestycje, na które w najbliższych latach zaplanowano kolejne 426,5 mln zł.
Przeciwne reformie są też inne samorządy i Związek Powiatów Polskich, który wskazał, że zadłużenie szpitali powiatowych to tylko ok. 20 proc. całkowitego zadłużenia szpitali w Polsce, szacowanego w III kwartale ub.r. na 15,2 mld zł, a projektowane zmiany przypominają powrót do czasów socjalizmu. Samorządy mają też wątpliwości co do konstytucyjności pomysłów rządu. Podobne stanowisko wyraziła też reprezentująca Unię Metropolii Polskich prof. Irena Lipowicz (była ambasador, posłanka i Rzecznik Praw Obywatelskich w latach 2010–2015), która ocenia, że odebranie szpitali samorządom będzie naruszać Konstytucję RP i okaże się nieskuteczne, ponieważ w tej chwili ich problemy wynikają głównie z niedofinansowania całego systemu ochrony zdrowia w Polsce.
– Jesteśmy w ogonie Europy pod względem wydatków na służbę zdrowia, które stanowią 4,3 proc. PKB. Nie słychać nic o tym, żebyśmy mieli do czynienia ze skokowym wzrostem tych wydatków. Więc od tego mieszania w wielkim garze, jakim jest polska służba zdrowia – będąca na dodatek w bardzo słabej kondycji – nie przybędzie ani pieniędzy, ani lekarzy, ani pielęgniarek, a już na pewno nie stanie się tak wskutek centralizacji – mówi wiceprezydent Warszawy.
Zespoły ekspertów samorządowych i prawnych Fundacji Batorego oceniają rządowe plany centralizacji szpitali jako merytorycznie nieuzasadnione. Jak podkreślają, system szpitalnictwa wymaga gruntownej reformy, ale rola samorządów powinna wręcz zostać wzmocniona, dzięki czemu władza centralna mogłaby się skupić na lepszym przygotowaniu do wyzwań o takiej skali jak np. kolejna pandemia.
Eksperci zwracają też uwagę na nieodpowiedni czas podjęcia prac nad tak dużymi zmianami. Podobne stanowisko wyraziła Polska Federacja Szpitali, wskazując, że dyskusja o restrukturyzacji szpitalnictwa toczy się w samym środku pandemii, przy rosnącej liczbie zakażeń, zgonów i hospitalizacji. Ministerstwo Zdrowia uzasadnia z kolei, że to właśnie pandemia COVID-19 uwydatniła potrzebę reformy i problemy polskiego szpitalnictwa, takie jak rozproszone zarządzanie i spory kompetencyjne, organizacyjny bałagan i wyniszczająca konkurencja pomiędzy szpitalami, które rywalizują o personel i dublują świadczenia. W ocenie resortu centralizacja ma też dać efekt skali, rozważane jest bowiem stworzenie wspólnego centrum usług, które zajmie się m.in. zakupami sprzętu medycznego dla wszystkich placówek.
– Szpitale konkurują zakresem usług, podkupują sobie lekarzy i pielęgniarki – takie przynajmniej są stawiane tezy, ale to wszystko jest do wypracowania. Przecież to Narodowy Fundusz Zdrowia kontraktuje usługi i za nie płaci – podkreśla Renata Kaznowska. – Minister Gadomski podał bardzo konkretny przykład dwóch szpitali powiatowych położonych w niewielkiej odległości od siebie, z których każdy ma oddział ginekologiczno-położniczy, a przez większość roku oba de facto są puste. Dzięki centralizacji to rząd ma zadecydować, który z nich będzie prowadzić taki oddział. Ale przecież dzisiaj można zrobić dokładnie to samo – po to są kontrakty z NFZ, żeby usiąść przy stole i zdecydować, w którym z tych szpitali będzie oddział ginekologiczno-położniczy, a w którym szpitalu postawimy na inną specjalizację. Nie jest do tego potrzebna rewolucja, jaką Ministerstwo Zdrowia nam dzisiaj proponuje.
Jak podkreśla, decyzjom o ograniczaniu specjalizacji w szpitalach powinna jednak także towarzyszyć reforma ratownictwa. Będą one bowiem oznaczać, że wielu pacjentów w dzisiejszych realiach będzie czekać godzinami na karetkę, która będzie jechać z innego powiatu.
– Jeżeli pieniądze, które są dzisiaj wydatkowane na ratownictwo medyczne, gdzie brakuje ratowników i karetek pogotowia, mają być takie same, to ja bym chciała usłyszeć, że mieszkańcy mojego miasta będą bezpieczni i nie będą czekali dwóch godzin na przyjazd karetki. Ale reforma w tym zakresie nie jest przewidziana, dodatkowe środki na ratownictwo medyczne nie są przewidziane – mówi wiceprezydent Warszawy.
Źródło: NEWSERIA
Leave a Reply